Nadchodzi kolejny weekend i już zacieram rączki. Dwa dni w ciągu, których
jestem na ciągłych obrotach. I nieważne czy to w domu czy na uczelni zawsze
jestem w ciągłym ruchu i nie usiedzę ani minuty.
Cały czas się coś u mnie dzieje, ale to wtedy czuję, że żyję. Nawet, jeśli
na zewnątrz jest prawie 40 stopni, z nieba leje się żar a ja jestem w obcasach.
W ekstremalnych przypadkach albo padam z wycieńczenia albo, (co gorsza) jestem
tak bardzo zmęczona, że właśnie, dlatego nie mogę zasnąć. (Swoją drogą to
chyba nie jest normalne...).
Uwielbiam być w ciągłym ruchu, ale czasem za dużo myślę o wszystkich i
wszystkim innym. Doskonale o tym wiem, że ja dla siebie jestem na ostatnim
miejscu. Czy można za bardzo lubić pomagać innym?
I jestem tego świadoma. Zarówno tego, że ja jestem na końcu jak i tego, że
jest ktoś, kto to wykorzystuje.
Pytanie tylko czy to dobrze czy źle...?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz