Za oknem zaczyna się robić ponuro a z szafy powoli wyciągamy
kolejny ciepły szalik i rękawiczki.
W takie wieczory, kiedy moje stopy przypominają sople lodu a
zaraz po przyjściu do domu lądują w ciepłych skarpetach i pod kocem zastanawiam
się czy tylko mnie jest tak cholernie zimno…
Mimo wszystko lubię tę porę roku. Szelest suchych liści,
których coraz więcej pojawia się na ulicach. W komunikacji miejskiej, w drodze
na uczelnię do uszu dochodzą stare, doskonale znane, ale zapomniane
melodie. Skostniałe palce rozgrzewane
kubkiem gorącej herbaty z cytryną i sokiem malinowym. Smak szarlotki upieczonej
przez mamę.
To wszystko sprawia, że dla mnie ta pora roku staje się
naprawdę magiczna.
I nie przeszkadza mi, że z nieba coraz częściej spadają
krople deszczu, a poranki nie zachęcają już do wystawiania nosa poza kołdrę.
W głowie jednak ciągle mam wspomnienia ciepłego, pełnego
słońca i uśmiechu lata.
Trzebinia - Chechło, późne popołudnie w świetnym towarzystwie. |
Kawa by mama;) |
Czasem tak jest, że wszystko nam mówi, że mamy się uśmiechac |
Mój osobisty, mały skrawek nieba |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz